przypomniałam sobie mój jedyny fitness w Rumunii, pierwszy i ostatni zarazem.
Najpierw się ucieszyłam że znalazłam taka możliwość na obczyźnie, potem plułam sobie w brodę :p
Zaadaptowane mieszkanie, wyścielane przepoconym dywanem, z komediowo- niedorzecznym zestawem ćwiczeń (z podskokami w roli głównej :p)
Już tam nie wróciłam, na szczęście udało się uciec bez płacenia :p
Fajne wspomnienie..
Po drugie puścili na koniec taką ładną piosenkę, której dawno nie słyszałam i tak mnie nostalgicznie nastroiła...
wesołych walentynek (czy też jak usłyszałam "Szczęśliwego nowego roku miłosnego"), uważajcie na śnieżyce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz