Jutro oddaję pracę. Jest to tak niewiarygodne, że właściwie do mnie nie dociera. Oczywiście do szczęśliwego zakończenia jeszcze daleko, teraz nastąpi cała seria poprawek i pieprzenia się ze stroną techniczna tego wydawnictwa. Ale przecież nie narzekam- jest wspaniale:p
Póki co, żyję przyrośnięta do biurka, w Krainie Kubków. Założyły tu prawdziwą kolonię, przymierzają się chyba do inwazji na cały pokój. Zaczynam troszkę się ich bać, że np nagle na trzy- cztery wszystkie na mnie skoczą czy coś takiego :p
Co jakiś czas potrącam jeden z nich, wylewając jego zawartość na notatki, książki i komputer.
Czasem wynoszę jeden czy dwa do kuchni, ale natychmiast wracają i do tego przyprowadzają znajomych...
Oto one...
(tak, przyznaję się, piszę pracę pod wpływem alkoholu:p)
Na mój płaczliwy lament, przyszło do mnie na (prawie) własnych nóżkach takie oto ciasteczko!:) Radość była tak wielka, że postanowiłam poświęcić mu notkę. Oto ciasteczko:
Dodam jeszcze, że mam aktualnie 78 stron i 2 dni na dokonanie dzieła. Nie ruszam się od biurka całymi dniami i nie wyobrażam sobie co będzie jak już skończę. Nadmiar wolności mnie chyba przygniecie:p
No, i na sam koniec (bo spać już idę) dodam, że widzieliśmy dziś film HARDWARE a.k.a M.A.R.K. 13- cyber-punkowy, sci-fi horror z niebanalna ścieżką dźwiękową- Ministry i np Motorhead..:)
przyjemna odmiana:)
Póki jeszcze jest lato, chciałam wszystkim pokazać jak tu ładnie i zielono mamy, a od kiedy założyli nowy działający domofon- nawet rzadziej śmierdzi uryną w bramie...:p (ach uroki Kazimierza :p)
Tędy się wchodzi:
tędy się kroczy:
i się dochodzi:
Z perspektywy podwórka wygląda to tak:
A gdyby natomiast się wchodziło od drugiej strony (bo nasz królewski apartament posiada dwa wejścia:p), stąpając po tej oto posadzce:
można by zobaczyć takie oto ładne okno, za którym jest nasz balkon:
Deszczowy widok z balkonu:
A ten ptaszek uznał balkon za dobre miejsce na przeczekanie ulewy i nawet kakapo się dosiadło:p
I wieczorem:
Następnym razem zwiedzimy domek od środka:p a tymczasem wracam do mojej diabelskiej pracy, mam około 74 stron i czas do przyszłej środy.
No i po wszystkim. To, że było przefajnie jest oczywiste, więc na tym się skupiać nie będę:)
Muzycznie- jeśli chodzi o energię i koncertowe szaleństwo to wyróżniam i medal przyznaję Sepulturze, Agnostic Front i Fear Factory:)
Na Sepulturę ledwośmy zdążyli, bo nastąpiły pewne zmiany w rozkładzie jazdy i zamienili się dniami z Lock Up. Po Obituary i Ensiferum, idąc sobie spokojnie do namiotu, wolnym niezobowiązującym krokiem, nagle słyszę znajomy rytm.. ale myslę sobie- niemożliwe- oni grają jutro! Idę dalej (na wszelki wypadek zawróciłam i troszkę przyspieszyłam :p), rozkminiam- nie ma szans, Sepultura jak w pysk strzelił! (A-Lex I jeśli mnie pamięć nie myli) No i dobiegłam na koncert (zgarnęłam po drodze zagubionego Rewelejszona) tracąc tylko tą pierwszą piosnkę:)
Potem było Fear Factory, Children of Bodom i nie dający rady Gorgoroth, więc jak widać mieliśmy treściwy wieczór:)
Rewelejszon miał fazę na bleka, dlatego zaliczyliśmy większość koncertów blackmetalowych i pagańskich, jak np Ensiferum, Catemania, Ihsahn, Aura Noir, Ragnarok (o 10.30 rano!:p), Moonsorrow, Sarke, Watain i Gorgoroth, który miał być jedną z większych atrakcji a wypadł w naszej opinii bardzo słabiutko. Mi się spodobało Sarke, reszta mnie nie porwała.. może jeszcze Ihsahn mnie zainteresował.
Ragnarok:
tu Devourment (z gitarzystą- koniem:p)
A tu wesoły Gwar :p
Ostatni sobotni wieczór ten mieliśmy pracowity (chłopaki po wypiciu 4 litrów wina musieli się nieźle wysilić żeby dojść do siebie na Voivoda czyli na okolice godziny 19:p)
Co tu dużo gadać: -Voivod (dziarskie chłopaki, choć się nie postarali bo grali głównie piosenki z płyt których nie znam!:p) -Tankard- beermetal :p -Dying Fetus (fajnie, cięęężko) -Meshuggah (mieliśmy idealne miejsca siedzące na jakimś krawężniku naprzeciwko sceny i mogliśmy się delektować a nie omdlewać na miękkich ze zmęczenia nogach..) -Hypocrysy (tuśmy poszli po piwo, słuchając jednym uchem oczywiście :p) -Agnostic Front- no czad po prostu, zapomnieliśmy o zmęczeniu, Miret- ten facet to prawdziwe zwierzę sceniczne -My dying bride- spodziewaliśmy się tu kołysanki przed Sarke i Watain, a zaskoczyli nas mocą- da się jednak!:p Choć maniera wokalna Aarona Stainthorpe przypominała na początku biadolenie zmokniętego kota na dachu, ale potem się troszkę obudził chyba i pokazał że jak chce to potrafi:)
-Sarke- grobowo i klimatycznie i czarne diabły z Watain:
Twierdza Josefov jak co roku zapewniła nam deszcz, który zamienił teren kempingu w gliniaste mokradło :p Niektórym zalało namioty i się zwinęły francuskie pieski już w sobotę rano :p
Rewelejszon mierzy swój mroczny kostium przed wieczornymi koncertami :p
Co do strony kulinarnej naszej wyprawy, to był nią głównie Gambrinus i Kozioł:) Ale zdarzyły się również bramboraki, langosz, kebab i inne przysmaki w płynie:)
Pierwszy raz udało się nam zdążyć oddać worek ze śmieciami i dostać eko-kaucję-zwrotną, w szalonej wysokości 50 koron:)
oto mój worek:
i oto moja kaucja:p
a to widoczek po festiwalu:p
Mała próbka tego co się działo:
No, to teraz wracam do rzeczywistości, zostało 10 dni do oddania pracy.. Zaczynam się bardzo denerwować..