Jest godzina 10.56, tym razem nie siedzę przy biurku tylko nasypuję piasek żużlowy do woreczków i kolejny raz to nie jest mój dzień.
Nie wbiłam sobie jeszcze do głowy że "czwartek to jeszcze nie weekend, ponieważ w zanadrzu czeka piątek w pracy",
ponownie nie ogarniam, ponownie balansuję na granicy nietrzeźwości i kaca,
poranek był okrutny i zbieram całą swoją energię (a wiele jej nie ma) na to żeby wytrzymać jeszcze 80 minut i jechać do domu, schować się pod kocyk (elektryczny kocyk- cóż za genialny wynalazek!:) i kontynuować proces spania brutalnie zakłócony przez idiotyczny wynalazek zwany "pracą".
P.S. Dziś po skołatanej głowie chodzi to:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz