Coś ten blog nabiera coraz wyraźniej botanicznego charakteru, gdyż dziś znowu o roślince:p
Liliowiec- dostany od dobrego wujka, najpierw był małym kikutem wystającym z ziemii. Niestety z tego okresu zdjęć nie posiadam.
Rósł w oczach. Szybko wypuścił liście i poszybował w górę.
(Obok niego stoi mały zdziczały kompletnie bratek, któremu się wydaje, że jest rośliną pnącą i pnie się uparcie po parapecie)
Wracając do liliowca, po jakimś czasie okazało się, że będzie miał 4 kwiaty.
Tu już prawie prawie...
A dziś w nocy.... tadam!!!!
Piękny, nieprawdaż?:) Jego widok raduje moje serce, a to dopiero pierwszy, będą jeszcze 3:)
Na koniec wyjaśnię dlaczego się tak ekscytuję, otóż chodzi o to, że nie mam ręki do kwiatków, nawet ich za bardzo nie miewam i jestem zszokowana, że coś mi w ogóle urosło:p (i to takie okazałe:p)
Na koniec jeszcze raz pomylony bratek
P.S. 35 stron, jutro to oddaję do przeczytania promotorce z nadzieją że mnie natchnie co dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz