W ostatniej godzinie ostatniego dnia, udało nam się nawiedzić wystawę grafik Francisco José Goya y Lucientes (i jednego obrazu). Budapeszt nam pożyczył w zamian za pożyczenie Damy z Łasiczką. Wszystko git poza tym papierowym czarnym "labiryntem" w którym prezentowano dzieła- ciasny, duszny i śmierdzący:p
Zdążyliśmy jeszcze zahaczyć sztukę polską ciekawą jak zwykle, kolejny raz jestem pod wrażeniem Ruszczyca i Nowosielskiego, Kawaler zaś skrzynki na listy i procesji z husarią.
Do tego pogoda prawie wiosenna, tak że niedzielną mieliśmy niedzielę:)
to masz komentarz Mala
OdpowiedzUsuńi sie ciesz
bo
czyta ktos
choc i tak bez sensu komentowac cos
o
czym sie nie wie
i
chuj.
to ja Ci podziękuję za komentarz i w ten sposób będę miała 2 komentarze:p
OdpowiedzUsuń