.. czyli w Timişoarze (pozwoliłam sobie użyć slangowego skrótu :p)
To miejsce to kolejny rumuński zachwyt na mojej liście rumuńskich zachwytów, tu bym mogła zamieszkać na stałe:) Bardzo klimatyczne miasto, mnóstwo graffiti, ruder i różnych undergroundowych miejsc :p
Najpierw połaziliśmy po mieście, wszystko jak się należy- ryneczek, ładne kamieniczki, etc
Kiermasz wielkanocny jak w każdym szanującym się mieście:
Wieczorny przedimprezowy relaks:
Potem była 12 godzinna impreza, 5 knajp, piwo, tuica, wino, cubalibre, wódka z redbullem, duuużo tekili i znowu piwo, i jak już zakończyliśmy zabawę i postanowili udac się do domu, okazało się że Calin (bardzo dobry znajomy u którego mieliśmy nocować) zgubił klucze do mieszkania:p
Wylądowaliśmy zatem na łonie natury, na centralnym rynku miasta i przespaliśmy tam 6 godzin w palącym słońcu :p (położenie się na trawie wydało się nam wtedy chyba najprostszym i najlepszym rozwiązaniem mieszkaniowego problemu :p)
Spało mi się całkiem dobrze, tylko mam spaloną od słońca lewą łydkę i prawą stronę pleców:p
(o dziwo- policja się przychrzaniła dopiero o 15 :p)
to już godzina 16 jak ślusarz wbija się do mieszkania:p
I na koniec film obrazujący całe zajście, w sumie jak się nad tym zastanowić to bardzo zabawne :)
Teraz tydzień w Aradzie i w następny weekend jedziemy w góry na imprezę z okazji 1 maja. Podobno ma być ze 200 osób i fajna impreza:)
Kłaniam się.