środa, 23 lutego 2011

Elementy aktualnej czasoprzestrzeni

Troszkę się teraz porozczulam nad moim domkiem który tak lubię..
ech....

Tu się coś świeci..


Tu coś bulgocze..


 Tu coś się dzieli na grupy..


 Tu coś sobie wissi..



Tu coś czeka na pranie.. 



Tu coś mięciutkiego..


 Tu coś morderczego..

 


ech
ech
 ech 

poniedziałek, 21 lutego 2011

Ciężki weekend...:p

Ech... nie mam siły nawet opowiadać, ale powiem że było trochę:

- ska
- cytrynówki na pewnej ruchliwej klatce schodowej
- wiśniówki spod stołu
- urodzin
- pijanych osobników
- rosołu
- nowych znajomości
- zmęczenia (tego akurat było i wciąż jest dużo)




Teraz ogólnie przygotowuję się już do wyjazdu, każdy dzień z tego tygodnia mam dokładnie zaplanowany, jeszcze nie czuję reisefieber- ale jak poczuję to nie omieszkam poinformować.

środa, 16 lutego 2011

Perfidia losu!!



No naprawdę ktoś miał fatalne wyczucie czasu...
6.06 w Kwadracie zamierzam stać pod samą sceną! Hm... tylko jak ja to zrobię, skoro wtedy będę prawie 500 km od tej sceny!
Poważnie rozważam możliwość wpadnięcia jednak do Krakowa na tę okazję i póki co jedynym przychodzącym mi do głowy środkiem transportu (bo myślę że to będzie jedyny problem) jest autostop.. ech

Ale jak sobie myślę że moje najukochańsze Adicts gra w moim mieście za jedyne 50 zł, to chyba jednak tego nie odpuszczę- może to będzie ostatnia okazja!:p

Ech- cudowności!

poniedziałek, 14 lutego 2011

Nie ma odwrotu.


Bilet jest- klamka zapadła.  Po tym weekendzie nie mam za bardzo siły na jakiekolwiek rozmyślania ale podzielę się refleksją przed- weekendową: 
to strasznie dziwne jak niezobowiązujacy, dość abstrakcyjny pomysł staje się rzeczywistością i przybiera realne kształty biletu. 
 Człowiek sobie coś wymyśli, jakiegoś "niebieskiego migdała", trochę się uprze i ten migdał staje się czymś co może zdefiniować całą przyszłość. 
Ciekawe co z tego wszystkiego wyniknie.. 

poniedziałek, 7 lutego 2011

Najbardziej żulerska ulica w Krakowie

Wszyscy mamy dość zimy- wiadomo. Jednakowoż zima ma swoje zalety- porządny siarczysty mróz wybija zarazki, ogranicza rozprzestrzenianie się smrodu i przykrywa warstwą śniegu wszelkie obrzydliwości naziemne których nie chcę nawet nazywac po imieniu.
Aktualna pogoda jest chyba najgorsza z możliwych- paskudnie ale za ciepło na śnieg, więc moja żulerska ulica objawiła się dziś w swojej najgorszej odsłonie.
Zwiastunem ciężkich przeżyć był urynowy zapach w bramie, tym razem chyba słoń sie tam wysikał albo cała zorganizowana grupa ludzi.... *
Jak już człowiek wyjdzie na zewnatrz (starając się za wszelką cenę nie dotknąć klamki), to żulerski charakter ulicy prezentuje wszystkie swe podłe uroki.
Menele siusiające na naszych zdegustowanych oczach, mocz na chodnikach, co trzeci mijany człowiek to żul (wcale nie koloryzyję).
Najgorzej jest chyba na naszych plantach przed południem- tu ilość menelstwa przewyższa wszelkie dopuszczalne normy. Najpierw idą na śniadanko do Caritasu, a potem siedzą na ławeczkach i pomału zaczynają dzień.
Niektórzy są tak subtelni że sikają za drzewami, ale raz niestety widziałam jak jednemu nawet się wstać nie chciało i oddał mocz na siebie siedząc na ławce....:/
Dobry Wujek miał jeszcze większą przyjemność  podglądnięcia kopulującej na masce samochodu pary:p

Bez wątpienia żyjemy na najbardziej żulerskiej ulicy w Krakowie. A ja jestem żulofobem:p

Dokumentacja opisanego zjawiska:




     






* kiedyś zastanwialiśmy się, kto tak właściwie sika w naszej bramie.. Padła słuszna uwaga, że menele raczej nie silą się na szukanie bramy- załatwiają się po prostu pod drzewem na oczach wszystkich.
W takim razie, czy "zwykli ludzie" wiedzą że mamy zepsuty zamek w bramie i w drodze do pracy/szkoły/sklepu wpadają do nas na siusiu? Nieodgadnione....
Żadne z nas nie ma dość determinacji żeby sie w nocy zacziać i odkryć te tajemnicę (choć juz padł ten pomysł, połącznony z dotkliwym ukaraniem sikacza :p)

czwartek, 3 lutego 2011

No i udało się

Pisałam ostatnio o wielkim rozczarowaniu majaczącym na horyzoncie, na szczęście wykazując sporą dawkę uporu udało mi się pozałatwiać wszystko do końca i wywalczyłam co chciałam.
Teraz mogę już oficjalnie powiedzieć, że za niedługo jadę do kraju gdzie "czarownica" jest oficjalnym zawodem.
Ekskluzywna mapka obrazuje trasę mojej podróży.
Myślę że ten wyjazd pomoże poukładać sprawy na większości ważnych płaszczyzn mojego życia (może nie brzmi to jasno, ale grunt że ja wiem o co mi chodzi )
Na pakowanie trochę za wcześnie, ale można pomału zacząć ogarniać to i owo, przede wszystkim zaś chciałabym żeby te ostatnie tygodnie przed wyjadem były lepsze niż zwykle, intensywniejsze i warte zapamiętania.

Małe śmieszne liczi ( 荔枝)


Z serii tematów zastępczych: liczi. Wpadły ostatnio dwa w moje ręce i dziś je skonsumowałam.  Śmieszny mały chiński owoc, wydaje się ze skorupkę ma twardą jak orzech, ale wystarzczy ją ścisnąć palcami i pęka. W środku jest biały obślizgły owoc:


 a pod nim brązowa twarda pestka:


Cięzko się najeść ale jako ciekawostka przyrodnicza się sprawdza:)

P.S. Na dniach postaram się o jakiegoś sensownego posta:p