czwartek, 9 lutego 2012

No co jest...

Od kilku lat prowadzę obserwacje jakości/ szczęśliwości następujących po sobie lat.
Jak o tym pomyślę, to w sumie zeszły rok był spoko (tzn pół super a pół lipne, więc uśredniając- spoko).

Wciąż czekam na jakiś bardziej przychylny rok, w którym wiatr będzie wiał piaskiem w oczy  z mniejszą zawziętością i kiedy w końcu odbiję się od finansowego dna;p

A tymczasem... rok 2012 daje mi ostro popalić od samego począku. Poza kilkoma miłymi wydarzeniami jak np. wizyta w Londynie czy zmagania snowboardowe, jest lipa jakich mało.

Nie dość że staję w obliczu kompletnego bankructwa, to jeszcze Państwo mnie dojeżdża z całej mocy. Tonę pod stertą listów poleconych z sądu, policji i jebanego Taurona
(a co lepsze- wszystkie przychodzą na adres domowy do mojej mamy, bo chyba nikt w tym kraju nie rozumie pojęcia "adres korespondencyjny" ...)
Wszystkie te instytucje próbują mnie wykończyć nerwowo i finansowo i pewnie im się to wkrótce uda (możliwe że mi nawet zabronią rowerem jeździć- no jak tu żyć!) *

..no chyba że faktycznie nadciąga apokalipsa.. z mojej perspektywy to by się nawet zgadzało

...a kiedyś człowiekowi było tak wesoło...  :p



* AKTUALIZACJA 1 MARZEC* kurwa, zabronili. No załamka po prostu.

1 komentarz: