poniedziałek, 15 listopada 2010

Panie Heńku, pan nie wymięka- czyli Bunkier, The Bill, Leniwiec, Zabili mi żółwia i Koniec Świata

Ostatni (póki co) koncert z serii odbyty- ledwo się ruszam, łupie mnie w krzyżu, a Rewelejszon może się pochwalić rozciętym łukiem brwiowym i nie tylko. Jednym słowem fajno było a na dowód tego nie mam żadnych zdjęć- bo kto by pamiętał o zdjęciach jak się trzeba bawić było:p Jest tylko jedna seria tego typu:


(to jest najostrzejsze zdjęcie ze wszystkich:p)

Podsumowując 3 koncerty na których byliśmy ostatnio, stwierdzam że moim ulubieńcem ukochanym jest jednak.... Sedes:)

No, teraz rozpoczynam okres detoksykacji, czuję się wykończona i będę teraz leżeć i jeść sałatę, nie palić i nie pić.


P.S. Odebrałam dziś dyplom!:p Mama szaleje z radości:)

3 komentarze:

  1. :D nie nie nie no patologia atakejszyn pe el.
    towarzystwo dało rade, szampan nad tunelem i warka lejaca sie z nieba tez, pogo tez sympatycznopatologiczne. dla mnie ten koncert mimo gonga najlepszy ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. ps. oblewamy papier mastera wiec nie wydziwiaj z tym niepiciem - raz sie zyje:)

    OdpowiedzUsuń
  3. :D była moc. towarzystwo przednie ;) i oddawaj plakacik ;p

    OdpowiedzUsuń