wtorek, 12 kwietnia 2011

Huragan we włosach czyli Orheiul Vechi czyli Mołdawia cz.3

13.10
Pierwszy raz w życiu łapałam stopa podczas gradobicia:p Niezwykle intensywne przeżycie, polecam, ponadto wyjątkowo skuteczne- 2 minutki i już jedziemy z miłym panem. Właśnie jedziemy do wioski pod Kiszyniowem, Orheiul Vechi, gdzie jest klasztor wykuty w skale, jedna z głównych atrakcji turystycznych Mołdawii (podobno:)


Co do wczorajszego wieczoru- dziewczyny były zmęczone więc odpuściłyśmy nocne wyjścia i zostały w kuchni z 2 butlami piwa i palinką (taka nasza śliwowica) Clubbing przesunięty na dziś :p

piwo Kiszyniów:

piwo Arsenał: (choć w Mołdawii są 2 języki oficjalne- mołdawski (czyli de facto rumuński) i rosyjski, stanowczo dominuje rosyjski, wiele osób nie zna i szczerze pogardza rumuńskim, dlatego miałam np problemy w supermarkecie z zakupem serka, bo wszystko w rosyjskim alfabecie!)  



 22.16
Prawda to była co pisali w przewodniku- monastyr naprawdę uroczy i warto było się przejechać.
Przy okazji doświadczyłyśy mołdawskiej serdeczności-  jesli któś się boi autostopować w Mołdawii to niepotrzebnie- ludzie są wyjątkowo pomocni (jechałyśmy np we 3 na jednym siedzeniu ciężarówki, zabrali nas również ludzie którzy jechali małym autkiem w 3 osoby- wzięli nas czyli kolejne 3 osoby, a potem jeszcze dołożyli jedną babuszkę która stała na przystanku, czyli jechaliśmy szczęśliwie w 7 osób... :p)

Do samego klasztoru musiałyśmy podejść 5 km, ale widoki naprawdę miłe dla oka więc nie szkodzi. (jest tu legenda, że gdy Bóg rozdawał wszystkim narodom ich ziemie, zapomniał o Mołdawianach i ponieważ nie miał dla nich już ziemii gdyż cała była rozdana, żeby im to wynagrodzić dał im kawałek raju- dlatego w Mołdawii krajobrazy są takie sielskie, ładodne i piękne. Potwierdzam, legenda nie kłamie.)
Pogoda ... hm...interesująca :p ale dokładnie w momencie kiedy znowu zaczęło walić gradem, podwiózło nas małżeństwo które również potem zabrało nas z powrotem do samego Kiszyniowa :)



 

                             

Monastyr położony na skale nad przepaścią nad prawym dopływem Dniestru,  robi wrażenie, mnisi żyli w tamtejszych jaskiniach już od XIII w.


  


 Teraz siedzimy w restauracji i wcinamy placinte, potem zasłużone wyjście do kanjpy:) (placinta to jakby gruby naleśnik z różnego rodzaju farszem, np serem, lub ziemniakami i grzybami, lub mięsem, lub kapustą etc:)


P.S. Z dedykacją dla Rewelejszona- wiem że docenisz dorodną szatańską kozę :P
(w tle słychać huragan z tytułu posta- naprawdę cały czas wieje jak jasna cholera)

2 komentarze:

  1. hehe - jaka ona tam szatanska , ta jest jakas poplamiona nie mozna jej uznac za rase black power. ale dzieki za pomysl na obiad - placinte z miesem i serem jak zloto bedzie przekaska przed jrc patologia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. to nie każda koza jest szatańska?:p

    OdpowiedzUsuń